wtorek, 27 maja 2014

Kowadło

Do trzech razy sztuka 

Na Kowadło (989 m n.p.m.) wybieraliśmy się od piątku a udało nam się dopiero w niedzielę. Za pierwszym razem skończyła nam się bateria w aparacie na Rudawcu a zależało nam na zdjęciach z Kowadła, więc wróciliśmy do domu je załadować a na Kowadło mieliśmy wyjść następnego dnia. W sobotę po zwiedzaniu Jaskini Niedźwiedzia zaczął lekko kropić deszcz. Jednak pojechaliśmy do Bielic, lecz w połowie drogi złapała nas totalna ulewa i zaczęło grzmieć. Wyszliśmy kawałek, ale zdecydowaliśmy, że się wracamy, bo nie było sensu się męczyć. W dzień wyjazdu pogoda zapowiadała się pięknie, więc czym prędzej pojechaliśmy kolejny raz do Bielic i stamtąd zielonym szlakiem wyruszyliśmy na króla Gór Złotych. Ale... po chwili spostrzegliśmy, że ktoś tu nie przebrał butów i w trampkach chce wychodzić w góry. Już nie wracaliśmy się, jakoś obeszło się bez specjalistycznych butów, przecież to nie Tatry. :)



Brakowało mi nadziei, że uda nam się w końcu wyjść na to Kowadło, ale skoro piszę notkę to jednak się powiodło. Bardzo przyjemny szlak. Można znaleźć pod stopami wiele różnorodnych kamieni takich jak biały marmur czy też fluoryt. Drogi, które pną się bardzo ostro do góry są strome, ale za to krótkie i przeplatają się z kawałkami, gdzie jest całkiem płasko. Jak się człowiek nieco zmęczy to zaraz może odpocząć na tych łatwiejszych kawałkach trasy, dlatego wyszliśmy raczej bez przerw w ciągu 45-50 min. tak jak to było napisane na tabliczce, która nas tam skierowała. Widoki tylko w jednym miejscu, lecz niewielkie. Szczyt porośnięty jest tymi samymi krzewinkami co szczyt Rudawca. Mówią mi, że to borowiny, ale ja się nie znam. :) Na szczycie znajduje się drewniany stojak a na nim tabliczka i dużo przeróżnej wielkości kamieni. Mimo że to niedziela, to nikt chyba nie wybrał się w tym czasie na niedzielny poranny spacer na Kowadło, bo nikogo nie spotkaliśmy całą drogę. Kolejny raz błogi spokój, który zakłócały tylko myśli o tym, że trzeba niestety wracać do domu...




















2 komentarze:

  1. Fajnie, że po tych początkowych zawirowaniach koniec końców udało się Wam wejść :) Zupełnie nieznane mi tereny, więc z przyjemnością obejrzałam zdjęcia. A sama nazwa "Góry Złote" niezmiennie w jakiś sposób mnie urzeka... Może kiedyś tam dotrę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia i tak nie oddają w pełni uroku niektórych miejsc. Fakt, brzmi ładnie, ale żadnego złota nie znaleźliśmy. :)

      Usuń