wtorek, 14 kwietnia 2015

Waligóra

"To prawda, że przygoda bez odrobiny stresu i lęku nie byłaby przygodą piękną, ale jakąś taką byle jaką, bo coś, co przychodzi bez trudu, w konsekwencji nie daje żadnej satysfakcji."



Nadszedł czas na długo oczekiwany przez nas wyjazd. Pogoda marcowo-kwietniowa dała się we znaki, dlatego z utęsknieniem czekaliśmy na słoneczne dni. 11.04.2015 wyruszyliśmy w Sudety na podbój Waligóry, Chełmca, Wielkiej Sowy oraz terenów Wałbrzycha. Dotarliśmy na parking pod schroniskiem "Andrzejówka" w Rybnicy Leśnej o godz. 11:53. Pełni energii ruszyliśmy żółtym szlakiem na Waligórę - najwyższy szczyt Gór Kamiennych mierzący 936 m n.p.mMoże się wydawać, że poszliśmy na łatwiznę wybierając ten szlak i podjeżdżając tak wysoko. Nic bardziej mylnego...



Ten szlak został przez nas wybrany ze względu na czas. Tablice głoszą, że w 15 min. powinniśmy znaleźć się na szczycie. Wystarczyło przejść kilka metrów żeby zauważyć, że czeka nas ciężka droga. Szlak znajduje się całkowicie w lesie. Przez to nie zabrakło pozostałości po zimie. Cały szlak był oblodzony. Dodatkowo nie był pokryty śniegiem co utrudniało stawianie kroków. Jakby tego było mało wybrane przez nas podejście jest najbardziej stromym ze wszystkich z jakimi mieliśmy do czynienia. Na całym odcinku pnie się bardzo ostro w górę. Przez to wszystko dotarcie na szczyt zajęło nam ok. 30 min. Na Waligórze znajduje się duży kamień z nazwą szczytu oraz drewniany pal z tabliczką. Szczyt, tak samo jak cały szlak, jest zalesiony. Ruszamy w dół... Mało kiedy ogarnia nas taki strach jak wtedy. Zejście należy do bardzo niebezpiecznych. Nie dało się obejść lodu, wszędzie leżały połamane gałęzie... Trzeba było niezwykle delikatnie stawiać kroki i trzymać się bardzo mocno wszystkiego co tylko możliwe. Cały czas "na czworaka" bez odrywania więcej niż jednej kończyny od podłoża - dlatego też nie mamy zbyt wielu zdjęć. Wystarczył jeden nieprecyzyjny ruch, który mógłby być nieprzyjemny w skutkach. Zdarzyło się nam kilka razy, że celowo bądź też nie upadaliśmy, zjeżdżaliśmy lub wpadaliśmy w drzewa lub gałęzie. Tekst nie odda tej dramaturgii. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Po 50 minutach (a mieliśmy po 10) z drobnymi zadrapaniami i potłuczeniami, cali mokrzy od śniegu i lodu i brudni od błota i ściółki wróciliśmy do schroniska, gdzie mogliśmy się przebrać w suche ubrania. Polecam jednak wybrać się na ten szczyt kiedy będzie już o wiele cieplej albo zabrać ze sobą sprzęt dzięki któremu poczujecie się bezpieczniej. 

















2 komentarze:

  1. Waligóra na czworaka, heh skąd ja to znam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko byłoby okej, gdyby nie ten lód :( wtedy bylibyśmy tylko brudni a nie brudni i mokrzy :D

      Usuń